Pierwszy post, więc może się najpierw przedstawię.
Mam na imię Ryszard. Kiedyś interesowałem się elektroniką. Było to na początku lat 80-siątych. 'Kleiłem" wtedy cyną i wytrawiałem kwasem azotowym miedzią pokryte płytki, aż doszedłem do scalaków (UCY 7200 cztery bramki NAND). Później żona, wojsko, dzieciaki i "tranzystory" jakoś przepadły.
A dziś "padam" na prostych rzeczach!
Otóż kilka dni temu "reaktywowałem" starą żaglówkę. Młodość, wiatr i owe "tranzystory" odgrzebane... I padłem na zdawało by się prostej rzeczy. Postanowiłem założyć elektrykę na żaglówce. Kupiłem więc panel solarny 10W. z regulatorem (gdzie te czasy gdy szlifowałem selenową płytkę od prostownika akumulatorowego, by słońcem wzbudzać elektrony) , akumulatorek 9Ah. , gniazdo zapalniczki samochodowej i ładowarkę USB na ową zapalniczkę samochodową. Całość podłączyłem, ucieszyłem się widząc jak pięknie 3 W. LED świeci, po czym postanowiłem podłączyć telefon.
I "kicha"! Smród plastiku i rozgrzana elektronika w ładowarce.
Znowu Allegro, kolejna ładowarka i znowu "kicha".
Czyli co?
Jakiś opornik przed ładowarką?
Ile Ohm i jakiej mocy? Wiem R=U/I, może trzeba diodę zenera?
Doradźcie co mam zrobić, bo się Wam z rozpaczy utopię!
